poniedziałek, 14 listopada 2016

Winyl może zagrać lepiej, ale tylko w wyobraźni

Ostatnio przypatrywałem się dość zażartej dyskusji pomiędzy fanatykami płyt winylowych i osobami, które tego entuzjazmu nie podzielają. Wychodziło nawet na to, że drogi sprzęt potrafi rzekomo złagodzić skazy na płycie. Może i może, ale tylko wtedy, gdy jest zaczarowany.

W każdym razie żeby tak zażarcie bronić stanowiska, które jest przegrane, trzeba być do niego przekonanym. Więc płyta winylowa musiała kiedyś takiej osobie zagrać ładniej niż jakiś format cyfrowy. Być może stale ładniej gra. Wszystko jest możliwe.

Jeśli chodzi o mnie, to słyszałem na własne uszy brzmienie z płyt winylowych, które mi się bardzo podobało i kto wie czy nie było to najlepsze wrażenie jakie miałem kiedykolwiek podczas słuchania muzyki. A płyty były odtwarzane przez Polskie Radio, na żywo i prosto z winyla, ale jednak przez radio. Sprzęt był dość zwyczajny, ale nie był ustawiony "na zero" czyli z wyłączoną regulacją barwy dźwięku.

Wobec tego trochę zniekształceń radiowych, delikatna regulacja barwy dźwięku i może też trochę zniekształceń sprzętu dało bardzo korzystne brzmienie. Może warto dodać, że były to czasy przed-orbanami.

Z kolei drogie zestawy do odtwarzania płyt winylowych też mają często w zwyczaju dodać trochę zniekształceń, zwłaszcza jeśli w torze są lampy. Ale nawet sprzęt tranzystorowy potrafi trochę zafarbować dźwięk dlatego, że przedwzmacniacze phono, te bardzo drogie, nie mają płaskiej charakterystyki, ale taką "wanienkę". czyli podbity bas i sopran.

Takie podbicie góry i dołu pasma może skutkować tym, że muzyka zagra "piękniej". Zagra piękniej, chociaż nie lepiej i z pewnością mniej wiernie. Ale przyjemnie. Przyjemniej, z pozoru, niż format cyfrowy.

Zresztą sprawdź czytelniku sam. Tanie przedwzmacniacze gramofonowe mają zazwyczaj charakterystykę płaską. Natomiast te drogie nie zawsze.

I na tym polega ten mały szczegół, który robi dużą różnicę. Dodaj trochę zniekształceń, a słuchacz będzie zachwycony.

sobota, 12 listopada 2016

Gra pozorów

Zjawisko audiofilizmu można bardzo trafnie scharakteryzować jako "gra pozorów". Coś "gra" - ma konotacje jednoznacznie dźwiękowe, natomiast pozory trafiają w samo sedno zjawiska.

Jak już to zostało opisane, wrażenia słuchowe nie mają praktycznie nic wspólnego z tym, co się od strony akustycznej dzieje. Słuch ma wręcz nieprawdopodobne możliwości jeśli chodzi o eliminowanie zakłóceń. Dzięki temu dźwięk obiektywnie składający się z samych zniekształceń jesteśmy w stanie usłyszeć jako pozbawiony zakłóceń.

Przykład słynny: żona w kuchni. Oczywiście żona w kuchni potrafiąca stwierdzić, że pewien audiofil wymienił jakiś kabel już dawno stała się przedmiotem drwin, niemniej jednak nie słysząc dźwięku bezpośredniego, ale mając do dyspozycji wyłącznie odbicia, będzie w stanie usłyszeć wszystkie instrumenty i wszystkie szczegóły nagrania... o ile nie będzie używała miksera lub innego hałaśliwego urządzenia kuchennego.

Z kolei małżonek siedzący na wprost głośników także słyszy głównie odbicia, co mu zresztą tym bardziej w niczym nie przeszkadza. Jednak wiadomo, że słyszy coś, co można opisać w taki sposób, że do jego uszu dociera kilkaset wersji tego samego dźwięku, przy czym każdy jest opóźniony o ułamek sekundy w stosunku do poprzedniego. Po dźwięku bezpośrednim dotrze do niego opóźnione o milisekundę odbicie od podłogi, z kolei opóźnione o kolejną milisekundę odbicie od sufitu... W sumie tych powtórzeń będzie kilkaset, a audiofil nawet nie ma pojęcia, że w ogóle są jakieś odbicia. Zapytany walczyłby jak lew broniąc swej racji, że przecież żadnych odbić nie ma, bo gdyby były, to by je słyszał. A przecież on nie słyszy.

A jednak odbicia są. I każde, skoro różni się w fazie, spowoduje deformację dźwięku bezpośredniego. Deformację tak dużą, że od strony pomiarowej dźwięk w pomieszczeniu ma z oryginałem raczej niewiele wspólnego.

Przecież jednak najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że nasz słuch jest konstrukcją tak genialną i zdumiewającą, że potrafi nas oszukać i zwieść całkowicie i w sposób zupełnie niezauważalny. I całe szczęście, że tak działa, bo musielibyśmy polegać tylko na wzroku i może jeszcze dotyku i ewentualnie węchu. A przecież wiemy, że słuch jest bardzo przydatny.

I tak to jest. Gra muzyka, dźwięk jest zniekształcony, ale pozornie krystalicznie czysty.

Aby zilustrować zagadnienie przyjrzyjmy się poniższym grafikom.



Pierwsza grafika przedstawia widmo sygnału źródłowego. W tym przykładzie dźwięk bezpośredni jest szumem różowym. Gdyby próbka była dłuższa, widmo byłoby idealnie równe. Druga grafika przedstawia zjawisko opisane w tekście. Takie spektrum usłyszy odbiorca, jeśli dotrą do niego: dźwięk bezpośredni i trzy odbicia każde opóźnione w stosunku do siebie o około milisekundę.

W syntetycznie wytworzonym dźwięku słychać wyraźnie bardzo silne zakolorowanie. W warunkach realnych przy stukrotnie większej ilości odbić, zakolorowanie będzie nieco inne, jednak wciąż bardzo duże.

Natomiast właściwości słuchu są takie, że nie zdajemy sobie z faktu zakolorowania dźwięku w ogóle żadnej sprawy.

Mam nadzieję, że w tym momencie jest już jasne, co miałem na myśli pisząc "gra pozorów".

sobota, 5 listopada 2016

Ile razy trzeba złamać prawa fizyki, żeby winyl zagrał lepiej niż CD

Ile razy trzeba złamać prawa fizyki, żeby winyl zagrał lepiej niż CD? W zależności od tego jak szczegółowo podchodzi się do tematu może się okazać, że nawet kilkanaście razy. Jednak zwolennikom płyt winylowych prawa fizyki nie przeszkadzają. Im nie przeszkadza nawet zniekształcony dźwięk. Oni to wszystko po prostu ignorują.

W reklamach można często przeczytać, że jakieś urządzenie jest dobre, bo ma najkrótszą możliwą ścieżkę sygnału. W innych reklamach czytamy, że akurat ten plik jest najlepszym możliwym, bo jest dokładnie tym plikiem, który powstał w studio nagraniowym, nie był w żaden sposób konwertowany ani modyfikowany.

Z winylami jest na odwrót. Łańcuch urządzeń, które muszą być włączone w ścieżkę sygnałową jest długi, natomiast przekształcanie i konwersja sygnału jest zaletą. I zamiast odtworzyć plik wzięty bezpośrednio ze studia nagraniowego, przepuszcza się go przez tasiemcowo długi ciąg urządzeń, przekształcając sygnał za każdym razem z jednej formy w inną.

Każde kolejne przekształcenie i każde urządzenie dodaje swoją porcję zniekształceń, szumów itp. i to ma sprawiać, że dźwięk z winyla jest "lepszy".

Jest pewien typ zniekształceń zawartych na płycie analogowej o których mało kto wie. Osoby, które mają płyty winylowe w tym momencie powinny zdjąć z półki dowolną płytę długogrającą i przyjrzeć się zapisowi, najlepiej pod lupą.

Jeśli płyta długogrająca, którą oglądasz zawiera muzykę rozrywkową, albo realizowaną na instrumentach elektronicznych, ale chodzi tylko o instrumenty perkusyjne i bas, można zaobserwować bardzo ciekawe zjawisko.

Na płycie widać bardzo regularne układanie się zapisu w charakterystyczne wzory. Schematycznie sytuacja wygląda jak na rysunku:

Rowki na płycie wpasowujące się w siebie można naciąć znacznie gęściej niż takie, które do siebie nie pasują. Jednak przesunięcie w czasie o ułamek sekundy spowoduje, że niepasujące układy kształtu rowków zamienią się w takie, które świetnie się zgadzają..


Charakterystyczne dla płyt długogrających jest, że często można zauważyć zaskakującą zgodność w układaniu się sąsiednich rowków. Jeśli wystąpi silne wychylenie w którąś stronę, to sąsiadujący rowek wpasowuje się w to wychylenie na zasadzie pokazanej w przykładzie A) natomiast rzadko widać sytuację taką jak w B).

Dlaczego tak się dzieje. Płytę można naciąć na 2 sposoby. Można stosować stałe albo zmienne przesunięcia na obrót płyty. Kiedy głowica nacinająca przesuwa się ze stałą prędkością do środka płyty, występuje "marnowanie miejsca" dlatego, że bez względu na amplitudę sygnału skok będzie taki sam. Wobec tego nacinając bardzo ciche fragmenty zużywa się tyle samo miejsca, co i najgłośniejsze.

Jeśli prędkość głowicy będzie zmienna i skok będzie mały dla cichych fragmentów, a większy dla głośniejszych, wtedy na stronie uda się zmieścić więcej muzyki, przykładowo 20 zamiast 10 minut. Ale "oszczędności" miejsca mogą być jeszcze większe.

Jeśli będzie się zmieniać nie tylko szybkość poruszania się głowicy nacinającej czyli ruch po promieniu w kierunku środka, ale również moment, kiedy wystąpią duże wychylenia, gęstość zapisu jeszcze bardziej wzrośnie.

Nacinając "tak jak jest" do sytuacji A) będzie dochodzić tak samo często jak do sytuacji B). Jeśli jednak przyspieszy się, albo opóźni, sygnał sterujący, tzn. dźwięk, a wystarczy zmiana o ułamek sekundy, to do dojdzie do sytuacji A) natomiast B) nie wystąpi. Wystarczy bowiem przesunąć w czasie dolny rowek z przykładu B) i już mamy "oszczędniejszy" czyli bardziej upakowany zapis i sytuację z rysunku A).

I faktycznie do takich przesunięć sygnału w czasie dochodzi w przypadku płyt długogrających nacinanych z użyciem techniki przewidującej kształt i miejsce rowków nawet kilka razy na obrót płyty.

Od strony praktycznej nacinanie z przewidywaniem ścieżki odbywa się w ten sposób, że trzeba śledzić sygnał z wyprzedzeniem dokładnie takim, jaki wynika z prędkości obrotowej płyty. W czasach czysto analogowych odbywało się to w ten sposób, że magnetofon odtwarzający taśmę matkę miał dwie głowice odczytujące i specjalnie ukształtowany tor taśmy, aby druga głowica trafiła dokładnie w to samo miejsce w czasie co głowica nacinająca po tym, kiedy płyta wykona pełen obrót. Takie magnetofony mają dodatkowe rolki, które pozwalają wydłużyć lub skrócić pętlę taśmy w zależności od prędkości nacinanej płyty. Przewidywanie wychylenia i układu rowków może być stosowane także do płyt 45 obrotów/minutę.

Jeśli więc ktoś będzie się upierał, że LP ma lepszy "timing" wtedy wyjaśnijcie mu, że niestety nie dotyczy to większości płyt, gdyż zapis na nich nieustannie zwalnia i przyspiesza. A wszystko po to, żeby nagrać dłuższy utwór na jednej stronie i żeby dźwięk był trochę głośniejszy.

Warto dodać, że ludzie najzapalczywiej dyskutujący o płytach winylowych przeważnie nie mają ich, anie też gramofonów, więc też nie mogą się przekonać doświadczalnie o czym mówią. Dla tych osób mam nagranie z płyty winylowej. To jest fragment piosenki, ale za to jest cały rowek początkowy i końcówka. W tych właśnie fragmentach, kiedy muzyka nie zagłusza zakłóceń zawartych na płycie najlepiej słuchać "lepszą jakość" płyt winylowych. Fragment dźwięku zngranego z winyla. Jeśli ktoś się przymierza na skompletowanie zestawu do odtwarzania płyt winylowych powinien mieć świadomość tego, że bez względu na ilość pieniędzy, którą wyda, te wszystkie brudy i zakłócenia będą mu towarzyszyć zawsze podczas słuchania, ponieważ one na płytach po prostu są. Ale może o to, żeby te zakłócenia słyszeć idzie gra? Może, ale skoro tak, to ja tego nie jestem w stanie zrozumieć.